środa, 23 lipca 2014

Z cyklu "VETO poleca": KONG SAFESTIX

Rzucaliście kiedyś swojemu psu patyki? Na pewno tak, bo robią tak prawie wszyscy właściciele tych psów, które uwielbiają aportować. Patyki są fajne- łatwo dostępne, nie trzeba ich zabierać z domu i nic nie kosztują... No właśnie, ale czy na pewno? O tym, że zabawa patykami może kosztować, i to słono, przekonała się ostatnio właścicielka Soni, ślicznej suni DONa, która trafiła do Kliniki Weterynaryjnej Vetka na ostrym dyżurze z podniebieniem przebitym patykiem. Suka aportowała patyki, jak każdego dnia z prawie 920 dni jej życia. NIGDY nic się nie stało, aż tym razem tak niefortunnie w pełnym biegu usiłowała patyk uchwycić, że się na niego nadziała. Skutek był poważny i bardzo kosztowny, na szczęście Sonia już po poważnej operacji dochodzi do siebie. Mam nadzieję, że jej właścicielka już nigdy nie wpadnie na pomysł rzucania patyków!
Takie przypadki nie są częste- pewnie to jakiśtam ułamek procenta wszystkich rzutów patykiem, ale się zdarza. W mojej praktyce weterynaryjnej widziałam co najmniej kilkanaście różnego rodzaju i kalibru urazów spowodowanych aportowaniem patyków.
Oczywiście, mnie też zdarza się postępować lekkomyślnie w myśl zasady: "przecież tyle lat to robię i nigdy nic się nie stało". Głupie, ale typowe dla większości ludzi. Na szczęście pewnego dnia szperając w internecie natrafiłam na to:

Wiem, wygląda nieco... niepokojąco i zdecydowanie osobom dorosłym może się dość jednoznacznie kojarzyć, ale wierzcie mi- to jest bezpieczna wersja patyka, czyli KONG SAFESTIX. Nie namyślając się długo kupiłam, chociaż wątpiłam w duszy w to, że kongowy patyk może zastąpić psu przyjemność płynącą z upolowania i rozgryzienia prawdziwego patyka. Zwłaszcza Vena, jak by nie patrzeć- staffik, lubuje się w rozprawianiu z patykami na śmierć- szarpie je, gryzie, aż w końcu zostają wióry. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że SAFESTIX nie tylko w zupełności zawładnął Veną (na tyle, że mając w alternatywie patyk i piłeczkę zdecydowanie wybiera SAFESTIXA!), ale też skłonił babcię Elzę do wygłupów:

Do tego SAFESTIXy pływają, co dla moich psów jest dopełnieniem szczęścia:
I można się nimi szarpać:

Tak więc cała nasza czwórka jest bardzo zadowolona z zakupu. Wprawdzie cena- około 50 zł za rozmiar S nie jest zbyt zachęcająca, ale trzeba przyznać, że SAFESTIX:
- jest wykonany z nietoksycznego, bardzo trwałego materiału- po miesiącu intensywnego używania (m.in. przez rottweilera i staffika) na obu STIXach pojawiły się jedynie delikatne rysy zębów
- pływa
- jest dobrze widoczny zarówno w wodzie, jak i trawie
- świetnie i daleko się nim rzuca
- rozmiar S w zupełności wystarcza nawet dla psa wielkości rottka
- jest lekki
Do minusów na pewno muszę zaliczyć wygląd, który naprawdę wywołuje dość jednoznaczne skojarzenia i może powodować żenujące sytuacje... Ale psy go kochają!!!









czwartek, 26 czerwca 2014

Agresja: przypadek z życia wzięty

Ostatnio konsultowałam przypadek "ugryzienia" dziecka przez domowego psa. Pies, 9-letnia suka owczarka środkowoazjatyckiego (nazwijmy ją "Berta") złapała za ramię 2-letnią dziewczynkę na tyle silnie, by zrobić jej dwa siniaki:

Psy (bo oprócz "oskarżonej" suki są jeszcze 3 inne) mieszkają w domu i uczestniczą w życiu rodziny- rodziców, dwulatki i noworodka, nie są izolowane, mają swoje legowiska na parterze domu, we wnęce pod schodami. Sama Berta jest psem spokojnym, miłym, nigdy nie wykazywała agresji wobec przychodzących gości, o domownikach już nie wspominając. Nie ma problemu z innymi psami, toleruje koty. No pies-ideał. Właściciele poświęcają całej czwórce psów dużo czasu, traktują je jak dzieci, ale też w związku z tym że "rodzicują" psom, nie mają kłopotów z posłuszeństwem. Psy codziennie wychodzą na spacer, żywione są BARFem, do dyspozycji mają zabawki i gryzaki.
Przed narodzinami córki właściciele zadbali o przygotowanie psów na pojawienie się nowego członka rodziny. Od początku nie izolowali psów od dziecka, pozwalali na nawiązywanie kontaktów, nagradzali każdy kontakt dziecka z psami. Dbają o to, by psy mogły odpocząć bez nagabywania ze strony córki, uczą ją prawidłowych kontaktów z psami (póki co z miernym efektem ;) ). Nie zostawiają psów samych z dzieckiem, nie tyle z obawy przed psami, co przed zachowaniem dziecka- a ja z doświadczenia wiem, że taki dwulatek ma różne ciekawe pomysły i ŻADEN z nich nie będzie podobał się psu ;)
Tak więc wydawałoby się, że z takim podejściem rodziców absolutnie nie powinno dojść do żadnego incydentu, a jednak...Same okoliczności incydentu są nieznane, bo ten jeden jedyny raz, po raz pierwszy zresztą, psy były same z dzieckiem na podwórku- w końcu dotąd było bezpiecznie, a podłoga była mokra i tak jakoś wyszło. Matka usłyszała krzyk, wybiegła z domu i na balkonie zastała 4 spokojne psy i jedną płaczącą dziewczynkę, która pokazywała na rękę mówiąc, że to Berta. Na ręce faktycznie- dwa krwiaki. Szok. Niedowierzanie. Konsultacja u behawiorysty.
Z mojej strony mogę powiedzieć tyle- to nie było ugryzienie, tylko przytrzymanie. Prawdopodobnie dziecko ciągnęło psa za ogon lub ucho (a jak najbardziej takie zachowania występowały), pies przytrzymał rękę i tyle. 100 procent kontroli- o czym może świadczyć miejsce złapania i siła zaciśnięcia szczęk, oraz to, że psy były spokojne. Jak to się mówi: "ogromny szacun" dla psa :)
Niemniej jest to jakiś sygnał ostrzegawczy- przede wszystkim dlatego, że dysproporcja pomiędzy 2-letnim dzieckiem a 50-kilogramową suką jest ogromna, że wystarczył niewiele większy nacisk zębów, by połamać kość, że wystarczyłoby, by pies trafił w twarz (będącą na wysokości psich zębów!), by skończyło się tak, jak w opisywanej tutaj historii... O poważną tragedię z udziałem psa i dziecka naprawdę nie jest trudno i nie musi to być wcale pies-morderca, jak tu:
Dlatego apeluję- ZAWSZE nadzorujcie kontakty dzieci z psami i zwracajcie uwagę na to, co psy "mówią".

środa, 18 czerwca 2014

Optymalna dieta

Jako lekarz weterynarii często spotykam się z wieloma pytaniami dotyczącymi psiej diety. Jest to temat-rzeka, o którym można rozmawiać i pisać godzinami. Ja wiem jedno- nie ma diety doskonałej, podobnie jak nie ma szkolenia doskonałego. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć, który sposób żywienia będzie najlepszy w przypadku mojego psa. Ja swoje psy karmię głównie BARFem, czyli dietą opartą o surowe mięcho, kości i surowe warzywa. Dieta ta ma wielu przeciwników, szczególnie wśród lekarzy weterynarii (zdaje się, że właśnie kalam własne gniazdo...), ale też trudno się dziwić- znaczny wkład finansowy w każdą porządną lecznicę stanowią wpływy ze sprzedaży karm ;-) Dobra karma nie jest zła- prawidłowo zbilansowana, z mnóstwem dodatków typu: kształt czyszczący zęby, smak identyczny z naturalnym ;-) itd. Jeśli ktoś chce- proszę bardzo, można karmić psa tylko i wyłącznie karmami gotowymi, których jest cała masa- poczynając od tych z najniższej półki, kończąc na tych, którymi moglibyśmy zupełnie spokojnie karmić nasze ludzkie dzieci- o ile te oczywiście by ją jadły. Ja jednak nie jestem zwolennikiem karm przemysłowych, bo pomimo tego, że mają mnóstwo zalet, to jednak są NUDNE. Któż by chciał przez całe życie jeść np. frytki? (O ile te byłyby pełnowartościowym pokarmem). Ja wiem, KAŻDY lubi frytki, ale wyobraźcie sobie, że jecie je codziennie przez całe życie, choć są zmiany: w styczniu jecie frytki z Avico, a w lutym- z Mc Donald'sa. I tak dzień w dzień przez całe życie! A jedynym urozmaiceniem diety są ukradkiem pożerane czekoladki, które czasem uda Wam się ukraść ze sklepu... Okropieństwo, prawda? I tak ma pies na suchej karmie! Dlatego ja zdecydowanie preferuję BARFa. BARF jest fajny- smaczny, zdrowy i urozmaicony. No i naturalny, a jest to słowo, które ostatnimi czasy robi międzynarodową karierę. Teraz kilka zalet BARFa:
- jest rozsądny cenowo- no chyba, że ktoś ma ochotę karmić swojego bernardyna jagnięciną ;-)
- zaspokaja instynkty psa- gryzienie, rozszarpywanie, żucie
- jest zdrowy- bo pies spożywa produkty nieprzetworzone, bez konserwantów
- można go urozmaicać- dziś kurczaczek, jutro wołowinka; dziś udko, jutro wątróbka
Ma też wady:
- wymaga trochę zachodu- trzeba często robić zakupy, mieć pokaźną lodówkę i jeszcze większą zamrażarkę; do tego te warzywa...
- dla bernardyna jest trochę kosztowniejszy, niż dla takiej Tekli; z drugiej strony, bernardyn ZAWSZE jest kosztowniejszy od takiej Tekli!
- w Polskich warunkach z tym urozmaicaniem jest różnie, bo albo kurczak, albo wołowinka, albo wieprzowinka; z kolei w Polsce dopiero się wprowadza rejony wolne od choroby Aujeszky'ego, która dla ludzi jest zupełnie niegroźna, natomiast dla psa bywa śmiertelna (objawy wścieklizno-podobne), więc ja to tak ostrożnie podchodzę do tej wieprzowiny, a z kolei wołowina dla małego psa jest okej, ale dla bernardyna- no, może uderzyć po kieszeni...
Ogólnie BARF ma przewagę zalet nad wadami. Co ciekawe, dla wielu psów-alergików okazał się być zbawiennym, pomimo tego, że jedzą i kurczaczka, i świnkę i krówkę. A dotąd jako-tako żyły tylko na małej owieczce z ryżem, albo- tylko na rybkach. Oczywiście, w BARFie rybki też się podaje- surowe! Na BARFie wielu właścicieli zauważa też u psów poprawę stanu uzębienia (rewelacyjna poprawa, sprawdzone na wielu często starszawych egzemplarzach!), trawienia (no dobra, po kościach psy pierdzą, ale za to kupy mają małe, zwarte i jakoś mniej aromatyczne!), sierści, a nawet zmniejszenie się wielu schorzeń (typu alergia, problemy stawowe). No BARF rulez ;-)
A teraz mity:
- pies, który je surowe mięso, będzie agresywny- ha, ha, ha, proszę Państwa, chciałabym, żeby to była prawda- wtedy na spacerach nie musiałabym bać się o własne życie plus życie moich psów, bo w razie ataku ze strony człowieka, to moje psy się cieszą, ewentualnie chowają za mnie i liczą na to, że je obronię...
- pies nie może jeść kości z kurczaka- tylko gotowanego! Surowizna dozwolona, bo surowe kości nie łamią się na igiełki, jak to się dzieje z gotowanymi; tak, tak, ja wiem, że każdy może przytoczyć miliony przykładów na to, że psy jedzą od lat gotowane kości i nic im nie jest- no tak, 100 zje bez szkody, 101 będzie miał uszkodzenie przełyku... nie chcę, by tym 101 był mój!
- pies w ogóle nie może jeść kości- przesada jest niezdrowa w każdym wydaniu- napakowanie w psa 1 kg kości może się skończyć zatwardzeniem, albo nawet zaczopowaniem. Ale mała kość/mało kości raz-dwa razy w tygodniu nie powinny zaszkodzić zdrowemu psu, nawet staruszkowi.

- karmiąc psa mięsem można go "przebiałczyć"- hmm, do dziś się zastanawiam, któż to wymyślił i na jakiej podstawie? Jak można "przebiałczyć" mięsem zwierzę mięsożerne? Ciekawe, czy wilki (wprawdzie psy to nie wilki*, ale przewód pokarmowy mają prawie taki sam) o tym słyszały...
Ktoś zna jeszcze jakieś mity?
Dokładnie o diecie BARF poczytać można tu: www.barf.pl


*niektórzy naukowcy-behawioryści twierdzą coś wręcz przeciwnego- psy to małe wilki, czyli śliczny i rozkoszny jorczek też jest drapieżnikiem

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Ufff, jak gorąco...

Wprawdzie astronomicznego lata jeszcze nie ma, ale upały już dają się we znaki- w tej chwili za oknem 33 stopnie, skwar, duchota i idzie wyzionąć ducha... Siedzę sobie w zaciemnionym domu przy wentylatorze, popijam wodę z lodem i marzę o zimie. Psy porozkładały się na kafelkach i marzą chyba o tym samym. A tym czasem na ulicy spaceruje sobie pan z mopsem, jedna pani rozmawia z drugą, na smyczy trzymając dobermana w nylonowym kagańcu, a para na rowerach uznała, że taka pogoda jest wymarzona do przejażdżki z cocker spanielem, bo przecież piesek się musi wybiegać... O psach zamykanych "na minutkę" w aucie wspominać nawet nie chcę, bo się zrobi nieprzyjemnie. No serio, ludzie, kto w ogóle może wpaść na taki pomysł, by w upał zabrać psa na spacer do miasta! A jednak- takich "bystrzaków" pełno. A potem płacz- bo młody, zaledwie 2-letni cocker spaniel spaceru nie przeżył, dobermana ledwo odratowano z udaru, a mops biega po niebiańskich łąkach razem ze spanielem. I nie, wcale nie koloryzuję, to są autentyczne przypadki z mojej praktyki. Dlatego więc- kilka upałowych zasad:
1) spacery- tylko wcześnie rano (5-6 rano, u nas dziś o 7 było już 26 stopni) lub późnym wieczorem (20-21). Albo jeszcze później! Spacery po lesie, nad wodą, w miejscach, gdzie jest cień i możliwość schłodzenia. Spokojne, niewymuszone- żadnego biegania, jazdy za rowerem, ganiania za piłeczkami (no chyba, że do wody) itp.
2) spacerki siuśkowe- dokładnie siuśkowe, 5-10 minut na trawie i do domu. Unikać ulic- proszę samemu spróbować gołą stopą przejść po nagrzanej ulicy! Pies ma wprawdzie odporniejszą łapę, ale gwarantuję, że i jego parzy!
3) sprzęt- jeśli pies MUSI wychodzić w kagańcu, to niech to będzie tzw. kaganiec fizjologiczny, w którym pies ma możliwość otworzenia pyska na całą szerokość. Proszę pamiętać, że psy pocą się głównie za pomocą ziajania, gruczoły potowe mają w niewielkiej ilości na łapach i to wszystko. W związku z czym szczelne zamknięcie pyska jest po prostu niehumanitarne i grozi śmiercią psa. Dla przykładu:




4) psy "specjalnej" troski- to są psy ras krótkokufowych, czyli mopsy, boksery, buldożki, pekińczyki itp. Psy stare, chore, z problemami kardiologicznymi. Na takie psy trzeba mieć szczególne baczenie podczas upałów- powinny tylko leżeć, oddychać i pracować nad schłodzeniem organizmu, a dla nich to jest szczególnie ciężka praca. 
5) woda- ma ogromne znaczenie podczas upałów. Mówiłam już, że pies chłodzi się poprzez dyszenie, ale dokładniej to poprzez parowanie śliny z błon śluzowych. W związku z czym zużywa sporo wody na takie parowanie i musi ją uzupełniać, dlatego woda MUSI być stale dostępna. 

Jakby ktoś nie wiedział- tak wygląda intensywnie chłodzący się pies:




czwartek, 5 czerwca 2014

Szczepienie a socjalizacja

Socjalizacja ma kluczowe znaczenie w życiu każdego psa- dobrze przeprowadzona powoduje, że pies wyrasta na pewnego siebie, spokojnego, nieagresywnego i odważnego osobnika. Błędy popełnione w czasie socjalizacji lub wręcz jej brak przyczynia się do pojawienia się agresji, lęków i problemów behawioralnych. Oczywiście, duże znaczenie ma też genetyka, ale jednak socjalizacja rządzi- nawet pies z najgorszym zestawem genów dzięki odpowiednio przeprowadzonej socjalizacji może być dużo lepszy, niż powinien.
Niemniej od lat potrzeba wczesnej socjalizacji stoi w opozycji do programu szczepień... a przynajmniej stała. Bo obecnie coraz więcej lekarzy weterynarii docenia znaczenie odpowiedniej socjalizacji i coraz rzadziej można się spotkać z zaleceniami trzymania w domu szczeniaka do czasu ukończenia szczepień. Związane jest to po pierwsze z nowoczesną wiedzą, która mówi, że już po jednorazowym zaszczepieniu większość szczeniąt ma wystarczającą odporność przeciwko powszechnie występującym chorobom. Po drugie, coraz lepsze metody leczenia powodują, że dużo łatwiej jest wyleczyć psa z parwowirozy niż z braków socjalizacji. Po trzecie- mądrze postępujący właściciel jest w stanie zapewnić szczeniakowi odpowiednią socjalizację i zminimalizować ryzyko zachorowania. A po czwarte- coraz większa świadomość właścicieli i szczepienie psów powoduje, że ryzyko wystąpienia choroby zakaźnej jest mocno ograniczone jedynie do miejsc, gdzie ta profilaktyka kuleje (np. schroniska, targi itp.).

Czyli jak socjalizować szczeniaka? Z głową. Każde szczenię powinno być zaszczepione po raz pierwszy w wieku 6 tygodni. Następne szczepienie powinno nastąpić po 4-6 tygodniach, ale niezwykle ważne jest to, by to szczepienie nie wypadło zaraz po przyjeździe szczeniaka do domu- bo stres powoduje osłabienie odporności. Dopiero gdy szczeniak oswoi się z nowym miejscem, czyli średnio po tygodniu pobytu, można pomyśleć o zaszczepieniu. Po 7 dniach od drugiego szczepienia można spokojnie przyjąć, że pies jest absolutnie odporny i łazić z nim wszędzie, gdzie dusza zapragnie.
No dobrze, a co z tymi dwoma tygodniami przed i po 2 szczepieniu? No też socjalizować, ale mądrze. Spacerować po mieście, wozić autobusami, prowadzać w nowe miejsca, zapoznawać z innymi psami ale- tylko takimi, co do których mamy pewność, że są regularnie szczepione oraz- co niezwykle ważne!!!- zdrowe na głowie ;) Nieagresywne, dobrze wychowane, które nie zaatakują szczeniaka i nie przestraszą. Za to należy unikać miejsc, w których spotyka się wiele różnych psów, np. parki, palce zabaw dla psów, zwyczajowe miejsca spotkań. Unikać nie tylko do czasu wytworzenia odporności, ale zawsze. Bo w takim dużym skupisku psów nietrudno spotkać takie, które nie znają zasad psiego savoir-vivru i są zwyczajnymi gburami, albo nawet- zbirami. A po co narażać naszego psa na spotkanie z takimi psami? Przecież sami nie chcielibyśmy się spotykać z ludźmi mającymi braki w wychowaniu bądź agresywnymi, prawda?

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Warczenie- język komunikacji


Niejednokrotnie w swojej pracy spotykam się z ogromnym niezrozumieniem daru, jakim jest warczenie. Właściciele zasadniczo nie lubią psiego warczenia i odbierają je bardzo osobiście. Zbyt osobiście. A przecież warczenie jest takim samym środkiem przekazu, jak machanie ogonem, szczekanie czy skomlenie. Należy je docenić, przemyśleć sytuację, w jakiej się pojawiło i odpowiednio zareagować. Pies który warczy tak naprawdę nie chce ugryźć, nie chce być agresywny, tylko chce, by coś, co jest dla niego nieprzyjemne i co odbiera za agresję przeminęło i odeszło. Prawidłową reakcją człowieka na warczenie powinno być wycofanie się- to nie jest objaw słabości, ale mądrości. Mądry człowiek unika sytuacji, która w psie wywołuje potrzebę zachowań agresywnych i tak modyfikuje zachowanie swoje i psa, by w przyszłości nie dochodziło do warczenia. Co to znaczy? To znaczy, że, w zależności od tego, co wywołało w psie potrzebę warczenia, pracujemy albo nad zachowaniem psa, albo nad własnym zachowaniem. Jeśli pies warczy przy czesaniu- uczymy go, że czesanie jest fajne i nie ma się czego bać; pies warczy przy misce- uczymy, że człowiek przy misce oznacza super smakowity smakołyk itd. Pies warczy na dziecko- no, tutaj zawsze warto skorzystać z pomocy mądrego behawiorysty, ale sam fakt, że pies warczy na dziecko nie jest niczym złym- bo daje nam czas na reakcję i chroni nasze dziecko przed pogryzieniem.

Dlaczego pies warczy? Bo się boi. Boi się, że to, co robimy, sprawi mu ból (np. czesanie), że coś mu się stanie (np. unieruchomienie psa- przytulenie), że coś straci (jedzenie, zabawkę, miejsce do spania itd.). Od strachu do agresji (samoobrony) już blisko, dlatego reagowanie agresją na warczenie niejako zmusza psa do okazania agresji. A przecież nie o to nam chodzi.
Co jeszcze może spowodować karanie psa za warczenie? Zanik warczenia! Pies uczy się, że nie ma sensu warczeć, bo nie przynosi to skutku, więc następnym razem bez zbędnych ostrzeżeń przejdzie do ataku. I taki pies dopiero robi się niebezpieczny, a nie ten, który uprzejmie nas informuje, że czuje się zagrożony. Dlatego nie demonizujmy warczenia- to oznaka tego, że nasze psy tak naprawdę nie chcą ugryźć. Ale niekiedy muszą.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Kultura jedzenia

Psia miska jest miejscem bardzo konfliktogennym- problemy związane z zachowaniem psa i człowieka przy jedzeniu są częstym problemem w praktyce behawioralnej. Zdecydowana większość psów będzie broniła swojego jedzenia i- ma do tego prawo!! Tak tak, warczenie przy jedzeniu jest czymś zupełnie normalnym i prawidłowym. Także dla osobników będących niżej w hierarchii * - wilk Alfa warczy na wilka Omega, podobnie jak wilk Omega warczy na wilka Alfa przy jedzeniu! A wszystko dlatego, że jedzenie jest dobrem, które związane jest bezpośrednio z przeżyciem: jesz=żyjesz, nie jesz=umierasz. 
Dlatego psom nie powinno się absolutnie przeszkadzać w jedzeniu: dałeś? To nie zabieraj! Oskarżanie psa o to, że warczy przy misce jest naszym problemem, nie psa. Pies jest normalny.
Ale, chociaż warczenie jest dla psa naturalne, nie oznacza, że nie możemy psa nauczyć innego zachowania. Zwłaszcza gdy mamy dzieci. Fakt, to na nas spoczywa odpowiedzialność zadbania o to, by dziecko nie miało możliwości przeszkadzania psu przy psiej misce- to nie jest trudne, pies posila się maksymalnie kilka razy dziennie po kilka-kilkanaście minut, więc przypilnowanie bądź oddzielenie dziecka od psa na ten czas nie powinno sprawiać problemu. Ale, ALE! warto nauczyć psa, że człowiek przy misce nie oznacza konkurencji do żarcia, tylko przynosi coś ekstra. Na przykład kawałek szynki. Dobrze przeprowadzona nauka może być nieoceniona w sytuacji awaryjnej i ocalić nasze dziecko, lub nas samych, przed poważnymi obrażeniami ciała.

* dla zwolenników (obalonej!) teorii dominacji